Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami, za jeziorem i za rzeką, gdzieś okropnie, heeeen daleko, było sobie miasto cudne, krótko Allenstein zwane, lecz to było do wymówienia trudne. Nazwę spolszczono, dziś Olsztynem zwie się, a przez jego centrum rzeka Łyna przepływa. Lecz nie ona przyniosła miastu taką sławę, że przebija dzisiaj ono Kraków, Poznań, czy Warszawę … To miasteczko studenckie, niegdyś o złej, przedwojennej sławie - dzisiaj nikt tu się nie leczy, chyba, że po zabawie.
W Kortowie Profesorowie trudzą się wielce, by żaków na mądrych ludzi wyprowadzić. Kolokwia, projekty, egzaminy – ślęczą, więc studenci strudzenie dnie całe z książkami, lecz czasem jak nie często hulają nocami, Antałek, Rakor, Agros, Azymut, Sumer to tutaj miejsca każdemu dobrze znane, gdzie całoroczny trening odbywają przed majem.
Bo w maju w Kortowie święto wielkie – juwenalia: RUSS Kortowiadę obwieszcza. Jak to na święto przystało stroją się panny i kawalerowie w koszulkę wydziału. A Wydziałów szesnaście, każdy w swych dokonaniach się błyszczy.
Więc aby rozstrzygnąć, który Wydział jest najbardziej pomysłowy, roztańczony i szalony stają w szranki studenci w Bój Wydziałów. Bój bezkrwawy, lecz zacięty. W scenkach dwóch zmagania swe w niełatwych tematach poczynają, jedną ze swym dziekanem przedstawiają: „Komu w drogę temu…”, zaś sami: „Zanim odejdą wody”. Przebierają się, malują, wymyślają scenografię, tańce, by otrzymać jak największą notę od szacownego jury. Aby rozstrzygnąć, kto w danym roku wygra i osławi swój Wydział na Kortowo, Olsztyn i świat cały.